Sami swoi, czyli w sukurs doktorowi Strawie.
Uj! Gorący czas nastał! Zima za pasem, wiosna w toku, lata lada przeć.
Terenowa weterynaria kończy akcje masowe, chociaż miejscami stoi z „bronią
u nogi”. Puszczają liście na drzewach, nadszedł czas matur i szczepienia
psów. Przeciwko wściekliźnie. Najwyższa pora zajrzeć do naszych kieszeni,
ot taki mały wiosenny drenaż.
Najbardziej zainteresowany naszymi apanażami okazał się ponownie sam
minister Pilarczyk. Na odzew doktora Strawy też nie musieliśmy długo
czekać. Jest zwycięski, po wyborach, włada Izbą Podkarpacką. Może w końcu
powiedzieć, bez owijania w polityczne dyrdymały, co naprawdę myśli!
Gratuluję wyboru, chłopaki! Będziecie mieli mocny głos w Izbie!
Doktorowi, jak Ministrowi - jakby nie liczył - wychodzi, że ze
szczepień mamy za dużo! Są tacy, co twierdzą, że liczenie pieniędzy w
kieszeni bliźniego to odrażające zajęcie. A proszę, okazuje się, że nie!
Dla niektórych jest to zajęcie ulubione! Oddają się temu procederowi chyba
w imię porzekadła „dziel i rządź”. Skoro takie szychy liczą mi pieniądze,
coś w tym musi być! Moje pieniądze zostały mądrze rozdysponowane. Ale,
widzi Pan, doktorze - chłopaki mogą szumieć, prosty to lud i na prawdziwej
miłości do weterynarii się nie wyznaje. Licho wie, czemu chcą samodzielnie
liczyć swoje pieniądze. Spróbuję jednak ich przekonać o Pańskich dobrych
intencjach.
W swojej naiwności widzę to tak - dostał gość pensję i w poczuciu
głęboko zakorzenionej uczciwości, stwierdził, że za dużo, więc zamiast
oddać na Orlen, lub PZU, zaczął pracować na te trzydzieści srebrników
poprzez liczenie pieniędzy tych, co uważali go za kolegę.
W zasadzie jestem skłonny powiedzieć: „Chłopie! Daj sobie spokój! My
doskonale wiemy, kiedy wylewa się dziecko z kąpielą, a kiedy trzeba
doinwestować firmę!” Ale co się będę wcinał, niech Doktor sobie liczy.
Najważniejsze, że chce nam pomóc! Na pewno wie lepiej. Stamtąd, wysoko
widać dalej! A wiemy, że Doktor potrafi być uczciwy aż do bólu! List
inicjatywny do Stowarzyszenia, stanowiący chyba credo działalności w Izbie
Podkarpackiej skłonił mnie do głębokich refleksji. Zaduma nad życiem
doprowadziła do pewnych konkluzji. Są prorocy, co mówią, że najwięcej
cieszy powrót zabłąkanej owieczki. A doktor Strawa wrócił, żeby nas uczyć.
O! Jakże wielka i perwersyjna jest nasza radość!
Z wdzięczności za troskę, spróbuję czysto platonicznie pomóc podzielić
Jego pieniążki, tak od siebie, od niektórych kolegów, jak On nam to czyni.
Chyba mogę? Prawda? Chociaż, tak na stronie, najlepiej jednak te pieniądze
niech Pan zwróci! (Mam swoje lata i chwilami czuję się powołany żeby
radzić. Wiem, wiem, że Pan to potrafi lepiej, ale chłopaków jakoś uspokoić
trzeba! A będę szczery jak i Pan, doktorze!) Moim zdaniem, ma Pan zbyt
wysoką płacę i drastycznie za małe obciążenie obowiązkami! Zamiast
niepotrzebnie zajmować się ekonomią, proponuję wrócić do zawodu, pobrać
trochę krwi od krówek, tak ze dwadzieścia, z piętnastu zagród. Pogoda
piękna, ptaszki ćwierkają, a i płaca jak się patrzy, kieszeni zbytnio nie
obciąża, w pełnej zgodzie z Pana i ministerialnymi prerogatywami! Prosimy
do tańca, tam „gdzie woda czysta i trawa zielona”!
Kiedy tak sobie czytam wyjaśnienia ministra Pilarczyka, poparte
wzruszającą i porywającą retoryką doktora Strawy, mówiące jak mam sobie
liczyć za szczepienie psów ogarnia mnie apatia. Ni stąd ni zowąd
przypomina mi się plakacik, zapamiętale powielany przez urzędników. A mówi
on, jaką minę według prikazu cara ma mieć petent w urzędzie. Większość
urzędników robi sobie z tego kpiny, niektórzy najwyraźniej nie!
Zastanawiam się, czemu?
Dziękuję Ministrowi i Doktorowi za pamięć, za starania o dobro naszego
zawodu. Jesteśmy wdzięczni za działania zapobiegające jego pauperyzacji.
Zalecam urlop. Długi urlop. „Oni” i tak nie zrozumieją oddania Sprawie!
Ktoś mógłby powiedzieć: „Kochaj, albo rzuć!”.
zwyczajny członek Izby,
a chwilami, ze zgryzoty
- jej podziemia
Włodzimierz Szczerbiak
|