Tu może być Twoja reklama
Zapytaj >>

Co w trawie piszczy? -pyta Jacek Sośnicki

2006/10/29 17:46:20


Co w trawie piszczy ?

      Wiosenne przesilenie już dawno minęło, za nami mniej lub bardziej udane wakacje, jednak na weterynaryjnym niebie znów pojawiły się czarne, burzowe chmury. Kolejne zdecydowane stanowiska Krajowej Rady i całego środowiska, jakby na chwilę oddaliły groźbę „reformy” Inspekcji Weterynaryjnej, która w tej wersji oznaczała tylko niebyt urzędowego lekarza weterynarii na wszystkich szczeblach i całkowitą deprecjację zawodu. Z twardych urzędniczych głów polityków nie udało się jednak doszczętnie wykorzenić pomysłu tworzenia Inspekcji Bezpieczeństwa Żywności pod kierownictwem partyjnych pomazańców z IHARS-u czy Nasiennictwa. Pocztą pantoflową dowiadujemy się, że dalej zakulisowo bez żadnych konsultacji z fachowcami, prowadzone są prace pod kierunkiem min. Chrapka i Zagórnego, nad kolejnym- III już projektem reformy inspekcji. Tępy chłopski upór w dążeniu do utworzenia podległej i w pełni dyspozycyjnej „policji sanitarnej” musi budzić przerażenie i niechęć do całego tego „gniazda szerszeni” jakim jest ministerstwo, departament i GIW, trzymane na krótkiej smyczy lobby producenckiego. W tej sytuacji głosem wybawienia była niedawna wypowiedź Głównego Inspektora Sanitarnego – Andrzeja Wojtyły, który deklaruje chęć utworzenia wspólnej inspekcji czy urzędu centralnego złożonego z Inspekcji Weterynaryjnej i Sanitarnej. Miałaby ona być całkowicie zpionizowana z własnym budżetem i podległa bezpośrednio premierowi lub ministrowi zdrowia. Może już czas zastanowić się nad zmianą usytuowania weterynarii ze służalczej podległości producentom żywności i ich ministrowi do niezależnej struktury chroniącej zdrowie publiczne. Każdy z nas badając mięso, robiąc monitoring chorób zakaźnych, lecząc zwierzęta gospodarskie i towarzyszące, ma świadomość, że działa na niwie weterynaryjnej ochrony zdrowia publicznego. Niestety w mediach i obiegowej opinii jesteśmy ciągle tymi którzy gnębią opłatami i przepisami biednego chłopa czy przedsiębiorcę rolno-spożywczego lub dopuszczamy, by nieliczni nieuczciwi karmili społeczeństwo padliną i robakami w kaszance. Kolejni mniej lub bardziej populistyczni ministrowie rolnictwa, prześcigają się w liberalizacji „ barier” hamujących swobodny rozwój hodowli i przetwórstwa spożywczego. Inspekcja Weterynaryjna, rygorystycznie egzekwująca przepisy w zakresie higieny pozyskiwania, przetwarzania i magazynowania produktów pochodzenia zwierzęcego stanowi w oczach rolników i producentów żywności przeszkodę na drodze swobodnego rozwoju swoich gospodarstw i zakładów. Należy więc zapomnieć o zdrowym rozsądku reformatorów w ministerstwie rolnictwa bo za nimi stoją ogromne pieniądze i strefy wpływów. Jakie więc mamy szanse będąc kilkutysięczną garstką wyspecjalizowanych inspektorów, którzy często daleko odeszli już od swego lekarskiego rzemiosła. Myślę, że należy bardzo umiejętnie rozegrać tę partię szachów, nie zapominając o tym, że przyszłe pokolenia lekarzy nie wybaczą nam błędów i przesadnej troski o własne z trudem zdobyte stołki. Chęć zachowania za wszelką cenę swego małego „status quo”, jest chyba największym grzechem naszych obecnych przełożonych. Mam również nieodparte wrażenie, że większość z nich uwierzyła już w swoją „boskość” i nie przypuszcza nawet, że może nie mieć racji. Większość naszych niepowodzeń w walce o lepsze jutro i godność zawodu to efekt sprzedajnych postaw naszych szefów z GIW-u, których nazwisk z litości nie wymienię. Oczywiście w targach o miejsce „urzędowej weterynarii” w strukturze nadzoru nad bezpieczeństwem żywności trzeba było czasem robić pewne ustępstwa ale mam wrażenie że wielu tych panów świadomie zapędziło nas w ten przysłowiowy „kozi róg” w którym się dziś znajdujemy. Wszelkie próby utrzymania wszystkich lekarzy weterynarii w jednej korporacji, aby jednym głosem mówić o wspólnych problemach i razem budować prestiż zawodu, są torpedowane w GIW-ie i niektórych WIW-ach. Próba utworzenia wspólnej klasyfikacji GUS-owskiej dla wszystkich czynności weterynaryjnych zarówno usługowych jak i tych z wyznaczenia- już napotyka na silny opór GIW-u, który boi się o utratę swojej strefy wpływów. Pan Jażdżewski i jego doradcy wykazując się „dziedziczną” już ślepotą, dalej wpierają nam, że czynności wykonywane z wyznaczenia tzn. monitoring chorób zakaźnych i badanie zwierząt rzeźnych i mięsa nie mogą być działalnością weterynaryjną PKD 7500 Z. Dla nich rola i miejsce Inspekcji to „brednie” pod tytułem: kierowanie w zakresie efektywności gospodarowania ( Sekcja O – Administracja Publiczna) PKD 8413. Co to znaczy? Ano to, że monitoring chorób zakaźnych będzie nadal czynnością administracyjną w zakresie rolnictwa, leśnictwa i rybołówstwa, a badanie zwierząt rzeźnych i mięsa - dalej jest tylko badaniem czystości substancji. Miał jednak rację kol. Gibasiewicz, gdy postulował, by co parę lat inspektorów- administratorów wsadzać w gumiaki i kierować do obór i na taśmę w rzeźni, aby przypomnieli sobie na czym polega praca lekarza weterynarii.

Jacek Sośnicki

Komentarze czytelników:

Brak komentarzy.

Wróć do artykułów

© copyright 2004-2005 by Drag, design by Kokuryu. Wszelkie prawa zastrzeżone.