Pobierz artykuł...>
EPITAFIUM DLA PREZESA
Przeglądając ostatnio sprawozdanie z Krajowego Zjazdu w Toruniu z 2005 roku wspominałem z jakim entuzjazmem lekarze
wolnej praktyki zmieniali wówczas Krajową Radę i jej „butnego” prezesa z Mogilna. Niestety nikt z nas nie czuł się
jeszcze na siłach aby kierować Izbą więc skorzystaliśmy z oferty „wiecznego doktoranta” z SGGW, który zdawał się nie
mieć nic do stracenia i za odpowiednim wynagrodzeniem zgodził się poświęcić pracy dla Izby. Nie mogliśmy wtedy
przewidzieć , że ten „mały warszawski krętacz” wyrośnie wkrótce na jeszcze większego bufona, który zręcznie
manipulując Radą i antagonizując jednych przeciw drugim, „kręcił przez te wszystkie lata własne lody” wykorzystując
społeczne zaufanie i pieniądze jakimi go obdarzyliśmy. To swoisty paradoks, że przedstawiciele zawodu zaufania
publicznego nie zasługują na zaufanie nawet u „kolegów po fachu”, jeśli wciąż próbują ich interesy sprzedawać za
przysłowiową „garść srebrników” od ministra rolnictwa.
To smutne, że ten „ mazowiecki struś” oraz grupka „nielotów rodem z SGGW” potrafiła nam wszystkim zohydzić ideę
samorządności zawodowej i wiarę w poczucie wspólnoty interesów ludzi reprezentujących ten piękny i społecznie
użyteczny zawód. Jak opisała to Gazeta Wyborcza z 27 stycznia b.r. ta sama „wataha” próbowała ośmieszyć profesora
Tadeusza Frymusa u którego zaliczenia nie był w stanie „przeskoczyć” pretensjonalny „synek ministra” więc złamano
wszelkie zasady aby „paniątko” mogło zostać lekarzem weterynarii. „Wasale ministra” dla zatarcia złego wrażenia
„załatwili” w trybie ekspresowym prawo wykonywania zawodu, staż rzeźniany i ciepłą posadkę w Sokołowie. Właśnie dziś
gdy silny, cieszący się powszechnym zaufaniem samorząd winien powalczyć o godność i lepsze warunki do funkcjonowania
zawodu, musimy wszyscy trwonić czas i energię na „odcinanie ryja od koryta” komuś kto niegodzien jest już naszego
zainteresowania. Jednak dla porządku przypomnę wszystkim „niecne występki prezesunia” w czasie pierwszej i drugiej
kadencji.
-
Po manifestacji w Warszawie, wygasił protest z 2007 roku rozwiązując Ogólnopolski Komitet Protestacyjny powstały przy
Krajowej Izbie Lekarsko-Weterynaryjnej. Spowodował tym samym fiasko prowadzonych wówczas negocjacji i brak realizacji
uzgodnionych postulatów.
-
Zmusił Krajową Radę „szantażem z telefonem od ministra” na posiedzeniu w Międzyzdrojach w 2007 r. do uchylenia
uchwały o nie podpisywaniu umów na wykonywanie czynności w ramach zwalczania Choroby Aujeszkyego. Później czynił to
wielokrotnie manipulując ludźmi celem realizacji swoich własnych interesów.
-
Samowolnie i bez konsultacji z Radą zatrudniał osoby w biurze Krajowej Rady i podpisywał umowy ze skutkiem
finansowym.
-
Wprowadzał pieniądze sponsorów imprez dla SGGW na konto Izby Krajowej po czym samowolnie nimi dysponował robiąc sobie
wycieczki wraz z sowim przełożonym z uczelni do Chile na Kongres Bujatryczny.
-
Złamał regulamin Krajowej Rady nie zwołując jej posiedzenia w końcu grudnia 2010 roku pomimo pisemnego wniosku 12
członków Rady. Uniemożliwiło to skuteczny protest w formie nie podpisywania umów z PLW na 2011r. z powodu planów
obniżenia przez MRiRW stawek na świadectwa zdrowia dla trzody a w końcu ich likwidacji.
-
Manipulował Radą nie godząc się na powołanie Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego w styczniu 2011 r. aby
następnie uchylić uchwałę Krajowej Rady o niewykonywaniu czynności z wyznaczenia co było kolejnym wygaszeniem
protestu całego środowiska.
-
Uchylał się od wniosku o zwołanie Nadzwyczajnego Zjazdu od stycznia 2011r. aby możliwie szerokie gremium mogło podjąć
decyzję o kontynuacji bądź zawieszeniu protestu.
-
Samowolne decyzje finansowe Prezesa wraz z firmą Interservis spowodowały prawie pięciokrotne przekroczenie budżetu
VetForum w Łodzi na szkodę Krajowej Rady. Doprowadził więc do wydania 244 tysięcy złotych z naszych składek pomimo
,iż Rada zaplanowała wydać 50 tysięcy. Część tych pieniędzy trafiła do kieszeni kolegów Prezesa tzw. moderatorów.
-
Skutecznie manipulował delegatami na Nadzwyczajnym Zjeździe Krajowym przez co dyskusja nad votum nieufności dla
prezesa trwała aż 8 godzin, niwecząc inne punkty programu zjazdu.
-
Pomimo negatywnej oceny swojej pracy przez Zjazd Krajowy nie podał się do dymisji i zrywał posiedzenia Rady Krajowej
gdy próbowano poruszać niewygodne tematy, bezprawnie trwał korzystając przez pół roku z przysługującego
wynagrodzenia.
-
Po wielomiesięcznych dyskusjach podał się wreszcie do dymisji oczekując jeszcze odprawy i zaległego urlopu.
Uważam, że dr Jakubowski zawiódł zaufanie kolegów, Rady Krajowej i wszystkich członków naszego samorządu, więc nie
mamy mu za co dziękować a tym bardziej udzielać jakiejkolwiek odprawy finansowej skoro od wielu miesięcy korzystał z
nienależnego mu już wynagrodzenia. Przez obie kadencje lekceważył swoje obowiązki w pracy dla samorządu ( ¾ etatu-
czyli 32 godziny tygodniowo), w jego wydaniu przychodził i wychodził wtedy kiedy chciał, sam sobie udzielał urlopu
jak właściciel Izby. Jego brak szacunku dla decyzji Zjazdu Krajowego czyli przedstawicieli nas wszystkich świadczy
dobitnie, że powierzone mu w 2005 r. w Toruniu stanowisko i przyznane apanaże zostały przez niego zawłaszczone i
potraktowane jako własny folwark i hołd dla jego rzekomego geniuszu. Nie możemy dopuścić aby stanowisko Prezesa
Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej było obecnie i w przyszłości areną prywatnych gierek, manipulacji i nadużyć
finansowych przy tak skromnych efektach dla zawodu. Wielu z nas boryka się obecnie z ogromnymi kłopotami finansowymi
i mglistymi perspektywami na przyszłość , zarówno w Inspekcji jak i w wolnej praktyce. Zbyt drogo kosztuje nas
utrzymywanie „królika i jego dworu” w sytuacji gdy wiele ważnych i naglących spraw dla zawodu pozostaje ciągle nie
załatwionych a nowe rzesze absolwentów Wydziałów Weterynaryjnych trafiają wciąż na rynek pracy. Krajowa Rada musi się
wreszcie zastanowić nad taką zmianą regulaminu działania aby kolejny prezes nie miał w ogóle możliwości dokonywać
takich nadużyć jakie powyżej opisałem. Nie możemy za sprawą Kołodzieja, Lenkiewicza czy Jakubowskiego być ciągle
wyśmiewani w mediach jako zawód o niejasnych walorach moralnych i intelektualnych. Nie musimy być elitą finansową w
tym kraju ale nie możemy pozwalać aby za sprawą „małych kombinatorów” w Izbie nasze ciężko zarobione pieniądze ze
składek traktowano jak „mafijny haracz” do wyłącznej dyspozycji „prezesuncia”.
Jacek Sośnicki
|