Tu może być Twoja reklama
Zapytaj >>

Apel Jacka Sośnickiego przed wyborami do izb

2005/02/23 20:13:05


Drogie koleżanki i koledzy!

     Wybraliśmy już delegatów na zjazdy okręgowe Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. Trwa obecnie drugi etap wyborów Okręgowych Rad Lekarsko-Weterynaryjnych, ich prezesów oraz delegatów na zjazd krajowy. Mamy jednak niepokojące sygnały, iż niektórzy nasi koledzy, nie zauważyli jeszcze powagi sytuacji i beztrosko rezygnują z kandydowania do władz izby, rozbijają się głosy delegatów wolnej praktyki i wracają „upiorni administratorzy z przeszłości”, którzy dawno już mieli swoje przysłowiowe pięć minut. Być może poruszam niepopularny dziś temat ale najwyższy już czas wziąć sprawy w swoje ręce. W 1988-89 roku, gdy dyskutowano o konieczności powstania izby jako organizacji reprezentującej zawód lekarsko-weterynaryjny entuzjazm był wielki, ale już wówczas pojawiło się zdanie autorstwa bodajże nieodżałowanej pamięci kol. Tadeusza Majewicza, że cyt.: „izba to będzie taki bacik na prywaciarzy”. Niestety dzisiaj po piętnastu latach istnienia jest ona coraz częściej tak właśnie odbierana. Kojarzy się nam ze składkami, stawianiem coraz to nowych wymagań odnośnie kwalifikacji lekarzy, wyposażenia praktyk, sposobu prowadzenia lecznicy, a w końcu z procesami przed sądem i dochodzeniami Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej pod byle pretekstem.
Kiedy jednak pojawia się problem zmniejszania się dochodów z praktyki, zamrożone są stawki za monitoring i obniżane stawki za badanie mięsa, to urzędowi działacze izby odpowiadają, że nic nie można zrobić, bo nikt ich nie słucha i nie liczy się z ich zdaniem. Od paru lat nasila się proces alienacji struktur izby od jej członków. Lekarze wolnej praktyki goniąc za przysłowiowym groszem nie angażują się w jej działanie, a więc izbę zdominowali inspektorzy PIW. Z czasem sami oni uwierzyli w swoją „boskość” i próbują traktować rzesze prywatnie praktykujących lekarzy jak „stado baranów” do płacenia składek, którym przed wyborami należy coś obiecać, a później tłumaczy się, że nic nie dało się zrobić. Ci eleganccy panowie zapomnieli już całkiem, że po 1990 roku w państwowej weterynarii pozostali głównie ci , którzy jako praktycy nie mieli szans zaistnienia w terenie nie z powodu swoich wybitnych zdolności przywódczych, ale właśnie z powodu ich braku. Dzisiaj próbują oni wmówić nam, że jesteśmy niedouczeni, niekompetentni, nieodpowiedzialni i wręcz pazerni na pieniądze z wyznaczeń, których w tym stanie rzeczy nie można nam już powierzyć.

     Były Główny Lekarz obniżył znacznie dochody z wyznaczeń troszcząc się głównie o kondycję przemysłu mięsnego, dzięki czemu zdobył przydomek „książę rzeźników”. Wystąpieniami medialnymi obraził rzesze prywatnie praktykujących lekarzy, ale Rzecznik Odpowiedzialności nie może do dziś znaleźć dowodów jego winy. Nowy Główny chce walczyć o etaty, aby rozbudować Inspekcję kosztem ograniczenia udziału w wyznaczeniach prywaciarzy. Tylko silna izba może się przeciwstawić planowemu obniżaniu dochodów lecznic z wyznaczeń, ale nie wymagajmy, aby funkcyjni inspektorzy skutecznie walczyli ze swoim pracodawcą.

     Koleżanki i koledzy, czas już poważnie pomyśleć o przyszłości naszego zawodu. Zbliża się termin rejestracji i kontroli zakładów leczniczych. Już pojawiają się obawy o rzetelność takich kontroli w sytuacji, gdy będą je prowadzić bezduszni urzędnicy, nie mający własnych praktyk i wręcz uprzedzeni do prywaciarzy - weterynaryjni administratorzy. Stańmy dziś na wysokości zadania i nie strzelajmy sobie kolejnej „samobójczej bramki”. Zacznijmy wreszcie identyfikować się z Izbą. To my - prywatnie praktykujący lekarze, musimy być trzonem weterynaryjnego samorządu i to dla nas ta izba, bo za nasze pieniądze. Musimy więc dbać, aby reprezentowała ona nasze żywotne interesy a nie była kolejnym „bacikiem na prywaciarzy” jak ZUS, Urząd Skarbowy czy GIW. Możemy to zrobić tylko w jeden sposób, a mianowicie aktywnie uczestniczyć w wyborach i dać się wybrać. Wszyscy mamy mało czasu, zrobimy to kosztem własnych dochodów z praktyki, ale innej drogi nie ma. Niech przykładem dla wszystkich będzie działalność Stowarzyszenia „Medicus Veterinarius”, które w krótkim czasie zaskarbiło sobie sympatię i zaufanie szerokiej rzeszy lekarzy wolnej praktyki . Zanim jednak ktokolwiek zaczął się z nim liczyć, jego członkowie musieli się sporo najeździć i zawalić wiele dni ze swojej praktyki. Zapewniam was jednak, że nikt z nich nie żałuje tego czasu i utraconych dochodów, bo warto czasem poświęcić trochę z siebie dla wspólnego dobra.

     Koleżanki i koledzy! delegaci na Zjazdy Okręgowe, rozejrzyjcie się wokół, poszukajcie kandydatów, spotykajcie się i rozmawiajcie, sami znacie się najlepiej. Przygotujcie się do tych wyborów i przede wszystkim dajcie się wybrać. Jeśli tego nie zrobicie, zrobią to za Was inspektorzy, bo oni lubią to robić i mają na to czas. Musicie wiedzieć, że następna taka okazja, gdy możecie bezpośrednio wpłynąć na losy naszego zawodu, nie prędko się powtórzy. Wierzę głęboko, że stać nas na ten wysiłek.

Pozdrawiam Jacek Sośnicki

Komentarze czytelników:

Brak komentarzy.

Wróć do artykułów

© copyright 2004-2005 by Drag, design by Kokuryu. Wszelkie prawa zastrzeżone.