W miarę zbliżania się terminu VI Krajowego Zjazdu Lekarzy Weterynarii w
Toruniu, obserwujemy wzmożoną aktywność niektórych członków Krajowej
Rady,a zwłaszcza jej Prezesa w przypisywaniu sobie wszystkich zasług,a
rzekomym przeciwnikom wszystkich klęsk, jakie spadły na weterynarię.
Przypominamy więc kol. Bartoszowi Winieckiemu, iż Ogólnopolskie
Porozumienie Stowarzyszeń powstało nie jako alternatywa dla Izby, lecz
jako jej uzupełnienie w sytuacji, gdy Izba wszem i wobec głosiła, że
Sejm,Rząd,Ministerstwo Rolnictwa, Departament Bezpieczeństwa Żywności i
Weterynarii, a nawet Główny Lekarz, lekceważą jej opinie i stanowiska. Nie
konsultują, bądź tylko nominalnie przesyłają projekty rozporządzeń w dniu,
w którym upływa termin ich konsultacji. Wobec takiego traktowania jedynej
i obowiązkowej reprezentacji zawodu oraz w obliczu realnych zagrożeń dla
bytu lekarzy spowodowanych nowymi zasadami wyznaczeń, nowymi-obniżonymi
stawkami, wprowadzeniem podatku VAT, nieformalne grupy lekarzy
wolnopraktykujących stworzyły stowarzyszenia, a te z kolei powołały
Ogólnopolskie Porozumienie Stowarzyszeń Lekarzy Wolnej Praktyki. Miało ono
zdecydowanie, nie wykluczając czynnej formy protestu, domagać się godnego
traktowania zawodu lekarza weterynarii oraz wyjaśnienia całego bałaganu
prawnego wokół weterynarii, powstałego po pierwszym maja 2004 r.
Począwszy od 30 maja, tzn. od zjazdu założycielskiego w Radomsku, widać
było u obecnego tam Prezesa Winieckiego, nieskrywaną niechęć i
rozdrażnienie jakąkolwiek polemiką kierowaną pod adresem skuteczności
działań Krajowej Rady w rozmowach z Min. Rolnictwa i Departamentem.
Mieliśmy wrażenie, że „boskość” Prezesa nie znosi żadnej krytyki, a tym
bardziej kwestionowania metod działania, które notabene nie przynoszą
spodziewanych efektów dla zawodu. Image „a la Korwin Mikke” (mucha do
kraciastej koszuli) nie zastąpi w rozmowach z rzeźnikami - rzeczowych
argumentów, które zmusiłyby ich do uznania,iż lekarz weterynarii w ramach
Państwowej Inspekcji jest jedynym i bezcennym gwarantem bezpieczeństwa
żywności pochodzenia zwierzęcego. Pan Prezes przeżywa obecnie „okres
mesjanizmu” w swojej kadencji,który polega na krzewieniu wiedzy o
sukcesach polskiego samorządu weterynaryjnego na arenie rodzimej
(okręgowe zebrania wyborcze izby) i międzynarodowej (Bruksela,
Paryż,Kopenhaga).
Nie byłoby w tym może nic zdrożnego, gdyby nie przedkładał tam
wątpliwych sukcesów przynależności Izby do międzynarodowych organizacji
FVE (składka 23000 euro), nad fakty:
- znacznego obniżenia dochodów lecznic z wyznaczeń,
- fatalnej i uwłaczającej godności lekarza, konstrukcji umów z PIW,
która przede wszystkim nie daje gwarancji zapłaty za wykonane czynności
- nie podnoszenie od lat stawek za monitoring chorób zakaźnych, to
oczywiste lekceważenie przez Rząd i M.R. dla roli lekarzy weterynarii w
ochronie zdrowia publicznego. Na otarcie łez mamy za to „europejską”,
szeroko konsultowaną z Krajową Radą ustawę o zakładach leczniczych dla
zwierząt, która bez długiego okresu przejściowego jest przysłowiowym
„nożem w plecy” od Izby dla ubożejących i niedoinwestowanych lecznic
terenowych. Myślę, że obligatoryjnie duży zapas tlenu w lecznicach przyda
się już niebawem kolegom przy reanimacji własnej na wieść o konieczności
podwyżki składki na Izbę w związku z propozycjami etatyzacji stanowisk
prezesów Krajowej i Okręgowych Rad. W tej sytuacji pan Prezes pozwala
sobie na drobne kłamstwa lub zupełne
przeinaczenia faktów twierdząc, że Stowarzyszenie nie potrafi negocjować z
Głównym Lekarzem i przystaje na jego nawet najbardziej niekorzystne dla
zawodu propozycje. Po spotkaniu w Namysłowie, Minister Jażdżewski wie już
na pewno, kto mówi mu prawdę prosto w oczy i bez ogródek wytyka wszystkie
niedorzeczności prawne dotyczące działań z wyznaczenia Inspekcji, choćby
były dla niego bardzo krępujące. Jesteśmy przekonani, że Prezes świadomie
wprowadza w błąd środowisko, aby odwrócić uwagę od rzeczywistych problemów
Izby z komunikacją na linii członkowie-delegaci-działacze-prezes.
Klub tzw. „Europejczyków” w Krajowej Radzie odszedł już tak daleko od
problemów lekarzy terenowych, że obie grupy dawno już przestały się
rozumieć. Jesteśmy więc w stanie poprzeć tych panów w staraniach o
„unijne stołki” w zamian za obietnicę nie przeszkadzania żywotnych
rozwiązywaniu dzisiejszych żywotnych problemów lekarzy weterynarii w
Polsce.
Pan Prezes zapomina chyba, iż małostkowe impertynencje pod adresem
Stowarzyszenia obniżają i tak już nadszarpnięty prestiż władz Izby oraz
czynią jej intencje jeszcze mniej wiarygodne dla szerokich mas lekarzy
wolnopraktykujących, którzy gremialnie poparli idee i działalność
Ogólnopolskiego Porozumienia Stowarzyszeń.
Jacek Sośnicki Izba Wielkopolska
|